Nie raz czytałam o właściwościach labradorytów i nie raz wpadały mi w ręce... nie wywołując jakiś specjalnych zachwytów. Zachwycałam się za to np. norweskim kamieniem księżycowym - larvikitem. Co się nagle stało? nie wiem, wiem, że przepadłam... :-) i labradoryty skradły moje serce...
Może musiał się pojawić w moich rękach TEN właśnie okaz, nieregularne, dość spore wrzeciono, w którym zaklętych jest chyba z tysiąc barw!
Kamień długo przeleżał w szufladzie, dzielnie czekając na właściwą oprawę i teraz z przyjemnością chciałabym pokazać tu...
Silimaril - wisior z labradorytem.
Wisior stworzony metodą haftu koralikowego jest dość pokaźnych rozmiarów, długość z koralikowymi frędzlami to aż ok 13 cm a wielkość centralnego elementu to 6,5cm x 5 cm.
Oprawienie go stanowiło ogromne wyzwanie, nie mogłam się bowiem zdecydować na kolory w jakich wisior z labradorytem powinien wystąpić :-) W końcu stanęło na koralikach Toho i Fire Polish metallic hematite, kuleczkach hematytu oraz koralikach Tile luster-gold-turquoise, które najbardziej zbliżone były do labradoryzacji kamienia.
Całość zawieszona jest na dwukoralikowym sznurze herringbone, który wykonałam do tej pracy po raz pierwszy ale nic innego, żaden rzemyk czy łańcuszek jakoś nie pasował mi do tego wisiora.
Labradoryty są niesamowite, raz... zwykłe , ciemnoszare, jak tafla jeziora w pochmurny dzień, czasem jednak potrafią się rozjaśnić mnóstwem kolorów, niebieskościami, zieleniami, metaliczną grą barw. Labradoryt to kamień, który ma również mnóstwo zalet i niezwykłych właściwości. Nie będę się tu specjalnie rozpisywać ale wyczytałam, że ma między innymi moc uwalniania pozytywnej energii, pomocnej w koncentracji, dodaje odwagi a nawet jest nazwany kamieniem przynoszącym szczęście :-)
Powyższe zdjęcie ukazują Silimaril w całej okazałości a także jego wielobarwność zależną od ustawienia kamienia w stosunku do światła.
Tak czy owak cieszę się bardzo, że labradoryt ten znalazł się w moich zbiorach, bo oprawienie go sprawiło mi sporo radości i jestem z niego bardzo dumna :-)
I mimo, że za oknem leje... Pozdrawiam ciepło ;-)
Labradoryty nie Tobie pierwszej skradły serce. Zdarzają się takie egzemplarze jak Kopciuszki, które takie sobie kamyki pięknieją w odpowiednio dobranej oprawie. Ten Twój z pewnością do takich należy. Piękny naszyjnik. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńA myślałam, że będę dzielna i nie dam się urokom labradorytów, ale niestety wygrały i ze mną :-P i bardzo się cieszę, że jeszcze kilka takich kamyczków mi zostało do oprawienia:-) dziękuję bardzo i pozdrawiam
UsuńLabradorytom ciężko się oprzeć (wiem z doświadczenia;) Naszyjnik jest cudowny!:)
OdpowiedzUsuńHehe nie ma co z tym walczyć, piękne i tajemnicze są te kamienie, skrywają dużo niespodzianek:-) pozdrawiam i dziękuję bardzo!
UsuńMnie labradoryty zachwycają zawsze :) Twój też mnie zachwycił :)
OdpowiedzUsuńMnie właśnie wcześniej jakoś nie zachwycały ale teraz wpadłam po uszy i bardzo cieszę się że jeszcze kilka tych kamyczków mam:-) dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie:-)
Usuń